-"Kawa?..A tak poproszę. - Wydukał Grüner, po czym zaczął potakiwać niczym dzięcioł uderzający dziobem w pień drzewa - "Bez cukru, jeśli można." - dodał po chwili..
Po chwili kurtuazyjnych rozmów Heinz-Werner nabrał większej pewności siebie, wszak baron von Targersdorf był jego poplecznikiem. Wtem nadeszła sekretarka z pachnącą, świeżą kawą(poprzednia chyba ostygła :) ).
Swoim zwyczajem Grüner chwycił filiżankę z gorącym napojem, delikatnie przechylił by nie oparzyć ust i lekko zachłeptał, zapewne niechcący. Później rozmową nawiązał do pochodzenia kawy. Jął ją wychwalać choć w duszy smakowała mu raczej średnio. Próbował zgadnąć z jakiego kraju została sprowadzona. Nie zgadł...
-"Baronie, wracając do meritum naszego spotkania. By wyprawa była w pełni wykorzystana i zabezpieczona proponowałbym aby wraz z ze mną, jak to Wasza Ekscelencja nazwał organizatorem ekspedycji popłynęli" - wtedy gość von Targersdorfa wyciągnął ze swojej torby, sporych rozmiarów kajet. Otworzył na zapisanej chaotycznie stronie i pokazał.
To takie "pitu pitu" o potrzebach... A w zasadzie w sobotę chciałbym wypłynąć z portu w Poli, pewnie w godzinach rannych. Chętnych do tego czasu żaglowiec zabierze (dajcie mi tylko ten żaglowiec :) )
Jak rozumiem płyniemy razem, baronie?