Ferenc Joska dopiero wstał. Pomyślał sobie, że to już nie te lata, by konkurować z Węgrami. A nade wszystko nie te lata, by już w swej anabasis drogą żelazną z Wiednia przesiadywać wciąż w restauracyjnym, próbując kolejnych trunków oferowanych przez kkStB i MÁV. Prawie ominął stacyjkę w Csorna, skąd odwiózł go autofiakier (czy też, jak mawiają niektórzy, taksówka). Cóż, nie żeby wówczas sobie nie poradził - wagony restauracyjne kolei były wyposażone nader dobrze, mógłby dojechać i do Budapesztu. Wówczas jednak nie zwiedziłby majątku w Szany, a zwłaszcza jego piwnic, czego nie mógłby sobie wybaczyć.
Niemniej jednak - poczuł rano, że podczas swego pobytu nie tylko wyściubił duży palce u stopy za tę granicę, której człowiek jakkolwiek myślący o swym zdrowiu (o przyzwoitości nie ma bowiem już co mówić) przekraczać nie powinien, ale i przekroczył tę granicę o całą stopę. Szczęśliwie podczas całej zabawy nie stronił od tańca, co go utrzymywało przy życiu - a jego partnerki przyprawiało o podeptane buty, tancerzem był bowiem równie żenującym, jak scholandzkie poczucie humoru.
A jedzenie, przyznać trzeba, było wyborne. Podczas pijacko-filozoficznych rozmyślań wciąż czepiała się go jedna myśl - Austro-Węgry nie mogą się nigdy rozpaść. Przecież granice między Wiedniem i Lwowem, Pragą i Sarajewem czy Zagrzebiem i Kolozsvárem doprowadziłyby do zaniku tak wybitnej kuchni. Niewybaczalnym byłoby, gdyby w kolejach nie można było dostać tak wielkiej mnogości trunków i zjeść tak wielu potraw. Zapewne ktoś mógłby mu potwierdzić jego tezy, gdyby nie to, że wygłaszał je do pustego krzesła, które w pijanym amoku wydało mu się jakimś zagranicznym gburem, który nie umiał nawet sklecić zdania w jakimś cywilizowanym języku.
Wychodząc nie znalazł tego jegomościa - cóż, musiał zniknąć ze strachu przed siłą argumentów. Postanowił pożegnać się z gospodarzem i przede wszystkim podziękować za tak wspaniałą gościnę. Co prawda woń trawionego alkoholu rozpościerała się okrutnie po pomieszczeniu, cóż jednak mógł na to poradzić? Będzie ją jeszcze wielokrotnie czuć, mimo iż były monarcha poddał się starannej ablucji. Wezwał jednakże autofiakra; poprosił jednak, by ten się szczególnie nie spieszył - nie wypada mu wszakże jechać pociągiem zbyt wczesnym, by nie wydało się, że były monarcha zagląda do wagonu restauracyjnego przed południem.