Wiosenno-letni, cesarsko-królewski zachód słońca kładł się już coraz dłuższymi cieniami po okolicy, gdy lekko przykurzeni przyjaciele znaleźli się wreszcie w rejonie starego Pestu.Trafić do rzeczonego przybytku, Eryk też nie dałby rady sam. Minęli dorożką słynną dzielnicę synagog, by zboczyć bardziej w kierunku pogranicza dystryktu z niemal siostrzanym, Terézváros. Blume rozglądał się z wielkim zaciekawieniem wokół, podziwiając tak szybko rozkwitające miasto i wypełzające na jego ulice, nocne życie. Gdy tylko nogi ich przekroczyły próg zaufanego, jednego ze zdecydowanie bardziej prestiżowych lokali o nie-do-końca-uregulowanej proweniencji, wskoczył na pierwszy bliższy centrum stolik i zakrzyknął z mocą:
Ludu tłamszony! Wyzbądź się kajdan, gdyż nic innego nie masz do stracenia! Porzućcie alfonsów, wyjdźcie na ulice! Dość wyzysku! Za to więcej zysku!