Monarcha przyjął Targersdorfa w prywatnym gabinecie, w domowym stroju. Siedział w jednym z dwóch głębokich, obitych zielonym pluszem foteli przy płonącym kominku - mimo końcówki sierpnia aura tej nocy była zdecydowanie bardziej jesienna niż letnia.
-Barátom! - na widok wchodzącego barona przywitał się, wskazując mu przy tym gestem fotel naprzeciwko. Z wyrazem cokolwiek posępnego zamyślenia pociągnął łyk bursztynowego płynu z trzymanej szklaneczki.
Franz Leopold wyglądał… Nie ma co silić się na eufemizmy, wyglądał po prostu źle. Głębokie cienie pod oczami, zmarszczki które odkąd Borys widział go ostatnio pogłębiły się, a przede wszystkiem wyraz twarzy człowieka śmiertelnie zmęczonego, który po życiu nie spodziewa się już raczej niczego dobrego, to wszystko sprawiało że panujący wyglądał na dwukrotnie starszego niż był.
-Co mogę dla Ciebie zrobić, Palatynie? Poczęstuj się koniakiem, proszę, służbę już dziś odprawiłem.