Szanowni Państwo,
Nie będzie to pełnoprawny wykład, pozwalam sobie zwrócić jednak uwagę na dość ciekawy casus, który odnalazłem robiąc rundę po korespondencji zagranicznej, która zwykle pomaga mi usnąć.
Otóż na linii Grätz - Warschau powstał ciekawy casus, który mógłby być interesujący dla słuchaczy Akademii oraz jej sympatyków. Otóż znaleziono traktat między Księstwem a Rzecząpospolitą o przyjaźni i współpracy, nie mogąc jednocześnie znaleźć żadnego tekstu o nawiązaniu stosunków między tymi krajami, co stworzyło interesującą sytuację, w której brak traktatu o uznaniu, podczas gdy państwa weszły już w stosunek umowny.
Diuk de Zaym z Hasselandzkiej Akademii Nauk stanął na stanowisku, że najpierw musi nastąpić uznanie danego państwa, następnie nawiązanie stosunków dyplomatycznych, a później dopiero mogą następować kolejne traktaty. Wskazywałoby to, iż traktat taki został zagubiony przez obydwie strony. Otóż ja przychylam się do tego zdania, z jednym - dość istotnym - zastrzeżeniem.
W świecie wirtualnym utarł się już pewien zwyczaj, że traktat o uznaniu jest początkiem "wszystkiego", wynika to przede wszystkim z faktu, że właściwie mikronacje mogłyby funkcjonować w oderwaniu od swoich sąsiadów praktycznie bez uszczerbku. W świecie realnym, z którego czerpiemy wzorce, nie jest to tak kategoryczne - wyrażenie woli uznania czyjejś państwowości odbywa się na przykład poprzez głosowanie za jego przyjęciem w poczet członków Organizacji. Idąc tym tropem w przypadku wyżej wymienionych stosunków można stwierdzić, iż państwa te się uznają i nie muszą wyrażać woli wzajemnego uznania w traktacie - ponadto, z uwagi na fakt, iż Sarmacja deklaruje już uznawanie Rzeczypospolitej, Rzeczpospolita musiałaby jednostronnie uznać Sarmację (o ile tego nie zrobiła wcześniej, nic mi jednak nie wiadomo), co stawiałoby pod znakiem zapytania skuteczność zawartego już traktatu o przyjaźni. Co więcej, można domniemywać, że państwa nawiązały też de facto stosunki dyplomatyczne, skoro Warszawa ma swego ambasadora na dworze książęcym, a Grodzisk - na dworze królewskim, co jest absolutnie niepodważalnym. Nawiązywanie ich od nowa podważyłoby dotychczasową współpracę na tym szczeblu.
Warto wspomnieć (wszak to zajęcia z historii), iż istniała już podobna sytuacja, kiedy Surmenia zawarła z Wolną Republiką Morvan traktat dotyczący terytorium tej drugiej w Ostii. Interesujące było to, że Morvan jako państwo separatystyczne wobec Sarmacji pozostawał właściwie krajem nieuznawanym, także przez Surmenię - można jednak przyjąć, że poprzez zawarcie traktatu Surmenia de facto uznała istnienie Morvanu i, co więcej, jego zdolność do objęcia władzy nad pewnym terytorium, a także zdolność do bycia stroną umowy międzynarodowej, choć nie wyraziła osobno woli uznania niepodległości Morvanu.
Wracając jednak do głównego tematu - przyznam, że mam kilka swoich hipotez, jak można rozwiązać tę sytuację:
- Nowy traktat o uznaniu i nawiązaniu stosunków dyplomatycznych - najprostszy w wykonaniu, bo dość standardowy, zapewne; jednakowoż budzi moje wątpliwości wyrażone wyżej.
- Wspólna deklaracja o wzajemnym uznawaniu się i istnieniu stosunków dyplomatycznych - to tylko deklaracja, ale mogłaby porządkować te sprawy, choć zapewne nie miałaby takiej mocy, jak traktat.
- Traktat o uregulowaniu stosunków dyplomatycznych - taki dokument byłby bez precedensu, ale i przydatny w dobie zanikania i powrotów państw na arenę międzynarodową, wydaje się być rozwiązaniem najlepszym, wystarczy bilateralnie zadeklarować w nim wzajemne uznanie i trwanie stosunków dyplomatycznych i - uznając fakt "zgubienia" traktatu - po prostu je uregulować, jak w zwykłym traktacie.
- Cóż, można po prostu spróbować "znaleźć" poprzedni traktat.
Ciekaw jestem, jak się na sprawę zapatrują słuchacze - to dość interesująca sytuacja, która zdecydowanie będzie pojawiać się także w przyszłości i być może od zastosowanego tutaj rozwiązania będą zależeć te przyszłe. Chętnie przeczytam nawet najbardziej absurdalne poglądy .