W dniu obiecanej atrakcji, już od wczesnych godzin porannych (tj. trzynastej minut trzydzieści) dostojnych gości oczekiwały najróżniejsze bałkańskie przysmaki rozłożone na pięknie zastawionych stołach. Stoły odpowiednio obciążono, ponieważ wszystkie co do jednego pływały w wodzie, około piętnaście metrów od brzegu, na zróżnicowanych głębokościach od metra do niemal dwóch.
Oddelegowani do opieki nad stołami węgierscy kelnerzy w biało-czerwono-niebieskich liberiach nerwowo popatrywali na zegarki, wypijając ukradkiem po kieliszeczku grogu na pohybel banowi, który, jak szeptano sobie wśród obsługi, w ogóle się jeszcze nie obudził. Dyspozycje wskazywały wszakże jasno, że w takim wypadku goście mają być do stołów niezwłocznie dopuszczeni, za wskazaniem najbezpieczniejszej drogi przez wodę.